sobota, 22 października 2011
Robert E. Howard (i inni) - Conan, tom I
I wreszcie przeczytałem pierwszy tom Conana. Zbiór opowiadań autorstwa zarówno samego Howarda, jak i jego pogrobowców, piszących rzekomo na podstawie pozostawionych przez niego notatek i szkiców.
Nietrudno się domyślić, że te oryginalne howardowskie teksty są lepsze. W ogóle uważam, że ten autor nigdy nie został w pełni doceniony przez krytyków i czytelników. Pisał naprawdę dobrym stylem: barwnym, wyrazistym, z ogromnym wyczuciem elegancji języka i dramaturgii. Widać, że miał ewidentnie dobre pióro. Jest jednak coś, co sprawiało mu gigantyczny kłopot, a mianowicie fabuła. Treści w tych opowiadaniach prawie nie ma, składają się na ogół z jednego wątku (albo połowy wątku): Conan gdzieś przyjeżdża/przychodzi, dowiaduje się o skarbie, idzie go zdobyć i zdobywa. Po drodze zarąbuje kilku ludzi. Wiem, że w takiej formie literackiej, jak opowiadanie, rozbudowana fabuła nie jest najważniejsza, ale bez przesady - te teksty są tak soczyście napisane, tak żywe i dynamiczne, że aż chciałoby się z nimi pozostać na dłużej, niż tylko 15-20 stron. Z tego co wiem, Howard utrzymywał się z publikacji w magazynach fantastycznych, więc może dlatego starał się jak najszybciej wyrzucać z siebie kolejne przygody Conana i brał się za następne. Ale z drugiej strony za jego życia ukazało się ich zaledwie kilkanaście, więc nie wygląda to na aż taką znowu taśmową produkcję. Dziwi mnie więc, że nigdy nie chciało mu się przysiąść fałdów i stworzyć czegoś ambitniejszego. Może po prostu nie dożył - zmarł w wieku 30 lat. Albo może po prostu ja jeszcze nie dotarłem do jakiegoś jego magnum opus ("Godzina Smoka" to bodajże jedyna powieść o barbarzyńcy autorstwa Howarda - może to właśnie TO?).
Nietrudno się domyślić, że te oryginalne howardowskie teksty są lepsze. W ogóle uważam, że ten autor nigdy nie został w pełni doceniony przez krytyków i czytelników. Pisał naprawdę dobrym stylem: barwnym, wyrazistym, z ogromnym wyczuciem elegancji języka i dramaturgii. Widać, że miał ewidentnie dobre pióro. Jest jednak coś, co sprawiało mu gigantyczny kłopot, a mianowicie fabuła. Treści w tych opowiadaniach prawie nie ma, składają się na ogół z jednego wątku (albo połowy wątku): Conan gdzieś przyjeżdża/przychodzi, dowiaduje się o skarbie, idzie go zdobyć i zdobywa. Po drodze zarąbuje kilku ludzi. Wiem, że w takiej formie literackiej, jak opowiadanie, rozbudowana fabuła nie jest najważniejsza, ale bez przesady - te teksty są tak soczyście napisane, tak żywe i dynamiczne, że aż chciałoby się z nimi pozostać na dłużej, niż tylko 15-20 stron. Z tego co wiem, Howard utrzymywał się z publikacji w magazynach fantastycznych, więc może dlatego starał się jak najszybciej wyrzucać z siebie kolejne przygody Conana i brał się za następne. Ale z drugiej strony za jego życia ukazało się ich zaledwie kilkanaście, więc nie wygląda to na aż taką znowu taśmową produkcję. Dziwi mnie więc, że nigdy nie chciało mu się przysiąść fałdów i stworzyć czegoś ambitniejszego. Może po prostu nie dożył - zmarł w wieku 30 lat. Albo może po prostu ja jeszcze nie dotarłem do jakiegoś jego magnum opus ("Godzina Smoka" to bodajże jedyna powieść o barbarzyńcy autorstwa Howarda - może to właśnie TO?).
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)