Caveat
lector! Poniższy wpis nie ma na celu obrazić śp. Janusza
Zajdla, jego rodziny, ani laureatów prestiżowej nagrody. Obecność tego nazwiska
poniżej jest dziełem przypadku i jako taka powinna być rozpatrywana jedynie
jako oniryczny chaos. Jeśli jednak ktoś ma tendencje do łatwego gorszenia się,
niech nie czyta. A jedyną osobą, która ewentualnie w tym tekście zostaje
ukazana w niekorzystnym świetle, jestem ja sam.
Co wspólnego mają ze
sobą te trzy tytułowe rzeczy? Zupełnie nic, powie każdy. A jednak moja podświadomość
była innego zdania. Niedawno miałem bowiem sen, w którym wystąpiły wszystkie razem
i to w sposób niespodziewany. Jak to w snach zwykle bywa.
*
Sen zaczął się od tego,
że zdobyłem Nagrodę im. Janusza Zajdla w kategorii Najlepsze Opowiadanie
Fantastyczne. Tak po prostu. Napisałem sobie jakieś tam opowiadanko (nie
pamiętam nawet o czym było i jaki podgatunek fantastyki reprezentowało),
zaniosłem wydruk Zajdlowskiej komisji (członkowie siedzieli stłoczeni za
szkolną ławką pokrytą zielonym suknem), pobieżnie rzucili okiem i z miejsca
przystawili dużą, czerwoną pieczątkę "ZWYCIĘZCA". Pamiętam swoje szczere zdumienie,
bo właściwie nawet go nie przeczytali, tylko od razu wlepili mi nagrodę. Uznałem
jednak, iż nie wypada z szacowną komisją o takich detalach dyskutować, bo
przecież moja wygrana i tak jest najważniejsza. Może tekst był tak wyśmienity,
że już mała próbka zwaliła ich z nóg? Nieistotne: bez zbędnych ceregieli
otrzymałem gustowną, pozłacaną statuetkę (nie wiedzieć czemu przedstawiającą napinającego
cięciwę elfa-łucznika w przykucu) i poszedłem do domu. Miłe wydarzenie, ale nie
wstrząsnęło mną jakoś szczególnie.
Potem było jeszcze
ciekawiej. Okazało się, że w wolnych chwilach dorabiam jako męska prostytutka,
sprzedająca się wyłącznie (podkreślam: WYŁĄCZNIE) kobietom, i to takim, które
muszą spełniać moje kryteria estetyczne. Czyli: dziwka z zasadami. Dostałem
wezwanie (zamówienie?) od pewnej pani mieszkającej w jakimś luksusowym wieżowcu
i niezwłocznie udałem się na miejsce. W garniturze, pod krawatem, skropiony
drogą wodą kolońską, z kwiatami i bombonierką, wliczonymi w koszty świadczonych
usług. Dżentelmen w każdym calu (rzecz jasna, jeśli nie liczyć, że sprzedajny).
Gdy znalazłem się w jej apartamencie, wyszło na jaw, iż moja klientka jest
elegancką, efektowną damą po czterdziestce, bardzo urodziwą i zgrabną.
Emanującą dojrzałą kobiecością i erotyzmem. Czarującą i elokwentną. Słowem:
MILF. Podobnie, jak chyba każdy na moim miejscu, nie mogłem pojąć, dlaczego
miałaby płacić za seks, i to jeszcze komuś takiemu, jak ja (zdecydowanie nie
jestem największym przystojniakiem na świecie). Uznałem, że jest to dla mnie
ogromny komplement i zarazem ciekawa informacja na temat jej ekscentrycznych upodobań.
Zdążyłem o tym wszystkim pomyśleć, gdy pod wpływem mojej sugestii udała się do
łazienki wziąć prysznic – ja miałem dołączyć do niej za chwilę. Takie rozważania
nie miały jednak większego sensu w obliczu lukratywnego interesu, który
mieliśmy do zrobienia, połączonego zresztą (miejmy nadzieję, że dla obu stron) z
przyjemnością. Niestety, nie dane mi było dowiedzieć się jak przebiegła transakcja,
bo sen znów gwałtownie zmienił tor, tak w sensie treściowym, jak i
emocjonalnym.
Zrobiło się naprawdę
nieprzyjemnie. Szykując się gdzieś do wyjścia, przeglądałem moje ubrania. Nagle
zauważyłem, że w moich ulubionych spodniach zrobiła się dziura. Na prawej
nogawce, z tyłu kolana. Nie jest to moja jedyna para, ale zdecydowanie lubię ją
najbardziej i właśnie w niej chciałem tego dnia wyjść z domu. Ogarnął mnie
ogromny smutek, z pewnością większy, niż dorosły człowiek powinien odczuwać w
obliczu takiej, bądź co bądź, niewielkiej straty. Pamiętam, że czułem
paraliżującą bezsilność, byłem bliski płaczu, stojąc pośrodku pokoju w samych
bokserkach i koszulce jakiegoś metalowego zespołu, patrząc z niedowierzaniem na
kurczowo ściskane w dłoniach okaleczone dżinsy. Zacząłem się nawet zastanawiać,
czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek będę w stanie wyjść z domu, wiedząc, że tak
ważny element odzieży jest bezpowrotnie zniszczony. Uświadomiłem sobie, że w
ten oto sposób skończyła się pewna epoka w moim życiu. Był wczesny poranek. Ja
byłem już spóźniony. A spodnie były ciemnogranatowe. Obudziłem się ze łzami w
oczach.
*
Podświadomość przesyła
nam w snach wiele wiadomości na temat tego, kim jesteśmy, kim chcielibyśmy być,
czego się obawiamy, na co mamy nadzieję… Nieprzeliczone ilości informacji,
które na jawie mogą się przydać lub nie. Staram się nie traktować snów zbyt poważnie,
bo przecież inaczej bym zwariował, ale sporadycznie czerpię z nich jakieś
wskazówki co do mojego życia. Nie zawsze są to rzeczy przyjemne.
Powyższy trój-sen dał
mi swoją zawartością tęgo do myślenia. Niechronologicznie wygląda to tak: po
pierwsze, nieświadomie marzę o karierze pisarskiej, uznaniu dla mojej prozy,
nagrodach, dziwiąc się jednocześnie, że faktycznie takowe mógłbym otrzymać, i
to jeszcze bez szczególnego wysiłku. To całkiem sympatyczne odkrycie –
chciałbym, by odkryto we mnie artystyczne zdolności, ale i skromnie się ich
wypieram. Po drugie: jestem mimo wszystko człowiekiem powierzchownym, widząc
poprzez dziurę w spodniach bezsens dalszej socjalizacji, z czego wynika, że
byle pretekst wystarczy mi, by przestać wychodzić z domu i brać udział w życiu
kulturalno-artystycznym. Czyli chyba nie zależy mi za bardzo na rozwoju, bo
moja płytkość może mnie w każdej chwili zatrzymać. To już przyjemne nie jest.
Ale i tak najboleśniejsze jest po trzecie: nie miałbym nic przeciwko byciu
sprzedajną szmatą, jeśli tylko zainteresowana baba nieźle by wyglądała i miała
wypchany portfel.
Podświadomość nie
kłamie. Zawsze pokazuje to, co drzemie w środku i nie godzi się na żadne
dyskusje co do słuszności swoich sygnałów. To znaczy, że chcąc nie chcąc, będę
teraz musiał z tymi wszystkimi wnioskami żyć na co dzień. A co najgorsze, znów
robię się śpiący.