Nigdy nie lubiłem
chodzić do muzeum. Nie umiem czerpać zadowolenia z oglądania przykurzonych
eksponatów reprezentujących coś, co dawno minęło i nie ma dla mnie większego
znaczenia. Kto wie, może uważałbym inaczej, gdyby w muzeach wystawiano pradawne
magiczne artefakty typu Arka Przymierza, święty Graal czy Włócznia Przeznaczenia?
Nie za bardzo wierzę w ich istnienie, dlatego możliwość obejrzenia stanowiłaby
jakąś atrakcję, jeśli nie podstawę do złośliwych żartów na temat wątpliwej
autentyczności. Albo na przykład taka arabska lampa z autentycznym dżinem
uwięzionym w środku – to byłoby coś, nawet mimo zakazu dotykania eksponatów.
Choć po obejrzeniu Lampy (1987) Toma
Daleya, reżysera jednorazowego, chyba jednak nie miałbym większej ochoty na
pocieranie takiego naczynia.
Grupa młodocianych łobuzów brutalnie
zakłóca domowy spokój starszej pani arabskiego pochodzenia. Włamanie jakoś tak
dziwnie wychodzi, że w trakcie próby rabunku zarąbują biedaczkę toporem na
śmierć. Zbrodnia nie uchodzi im na sucho: gdy jeden z nich zaczyna gmerać przy
starej lampie, niechcący wyzwala dżinna, który szybko bierze się do dzieła i
bezwzględnie morduje całą bandę, po czym wraca na miejsce. Lampa następnie
trafia w ręce kustosza muzeum, a ten nieopatrznie pokazuje ją swojej
nastoletniej córce, Alex. Dziewczyna potajemnie zakłada bransoletkę dołączoną
do magicznego artefaktu, a tym samym zostaje trwale związana z demonem. Gdy
wraz z przyjaciółmi przyjeżdża do muzeum na wycieczkę szkolną, jej śladem
podąża banda agresywnych bydlaków, chcących odegrać się na całej paczce za
pewien licealny incydent. Obie grupki młodzieży po kryjomu zostają w budynku na
noc, nie wiedząc, że owa istota tylko czeka, by wyzwolić się z lampy raz
jeszcze i zabić tylu ludzi ilu zdoła.
![]() |
| Ta dzisiejsza młodzież... |
Zaraz, zaraz, to w
końcu jak się nazywał horror, który właśnie obejrzałem? The Lamp czy The Outing?
Bo nie jestem do końca pewien. Przyczyną mojej dezorientacji jest fakt, że gdy
film już ukończono pod pierwszym szyldem, prezentując potencjalnym kupcom jako…
komedię, dystrybutor postanowił go porżnąć, przemontować, skrócić o 20 minut i
trochę inaczej udźwiękowić, a potem rzucić na rynek pod drugim tytułem. Tworząc
przy tej okazji wręcz odrębny film. Wersja, którą oglądałem, jest tą krótszą,
czyli powinna się nazywać The Outing,
a jednak na początku napisów jak wół widnieje szyld The Lamp. To co to w końcu jest?
Odpowiedź na to proste
pytanie o złożonych podstawach jest, na szczęście, również prosta: mamy tu do
czynienia z bardzo fajnym horrorem klasy B, świetnie reprezentującym lata 80. w
pełnej krasie. Cudne, fikuśne fryzury, keyboardowa, jazgocząca muzyka, reprezentujące
młodzieżowe stereotypy postaci, koniecznie odłączające się od grupy w celu zwiększenia
swojej szansy na straszliwą śmierć… Ot, takie właśnie motywy, zaczerpnięte
głównie ze slasherów, przyjemnie odbiegające od standardów podgatunku ze
względu na odświeżająco nietypowy udział dżinna – zdecydowanie jest to
atrakcyjniejszy kandydat na mordercę, niż jakiś tam przygłup w masce hokejowej
z tasakiem. Choć jakaś tam maska również się w filmie pojawi, ale założy ją
ofiara, nie oprawca. Cóż za oryginalne podejście!
![]() |
| Dodać tylko trochę niebieskiego i mielibyśmy ejtisową kolorystykę w pełni. |
Szkoda tylko, że
widzimy owego arabskiego demona w całości dopiero w finale, kiedy pokazuje
swoje animatroniczno-kukiełkowe piękno, a do tego jeszcze przemawia iście death
metalowym growlem, niezbyt
przekonywająco wyjaśniając pozostałym przy życiu bohaterom swoją motywację. Jest
już niemal godzina na liczniku, kiedy dzieciarnia wreszcie zostaje zamknięta w
muzeum i rozpoczyna zwyczajową błazenadę. Dopiero wtedy dżinn bierze się raźno
do roboty, wiedząc, że musi się śpieszyć: do końca filmu raptem ze 20 minut. Sceny,
w których likwiduje kolejne ofiary posługując się przeróżnymi eksponatami, mają
swój urok (zwłaszcza ożywający truposz, odgryzający facetowi kilka paluchów i na
deser zatapiający kły w jego szyi), ale jednak nie do końca satysfakcjonują – kto
by nie chciał choć ze dwa-trzy razy zobaczyć jak to właśnie dżinn we własnej
osobie masakruje kogoś w jakiś ekskluzywnie "dżinnowaty" sposób? Nie
było wiele tego typu filmów, a dekadę młodszy Władca życzeń niekoniecznie – mimo, że całkiem niezły – musi zaspokoić
widza o takich potrzebach, szkoda więc w większości zmarnowanej okazji. Być
może The Lamp akurat nadaje się na remake, w odróżnieniu od wielu bardziej
udanych horrorów, poddawanych w ostatnich latach takiej niepotrzebnej kosmetyce?
Jeśli już coś przerabiać, to prędzej to, co nie do końca wypaliło za pierwszym
razem (albo raczej za drugim, wziąwszy pod uwagę specyficzny rodowód akurat
tego filmu), zamiast tego, co było i nadal jest dobre.
![]() |
| "Paluszki lizać!" |
Nie jest to jedyny
problem wynikający z opóźnienia akcji. Wielokrotnie widać na ekranie zbyt
szybkie skoki montażowe, przyczyniające się tylko do zwiększenia chaotycznej
niekompletności wielu scen. Zastanawiam się ile takich problemów czasowych wynika
z rzeczonego cięcia, a ile z problemów jakie scenariusz miał od początku – w postaci
pierwotnej ponoć film był parodią horroru o bardziej rozbudowanej fabule,
jednak to co ja widziałem z pewnością zbyt zabawne nie było. Przynajmniej
intencjonalnie. Jeśli nawet przynależność gatunkowa uległa znaczącej zmianie,
znaczy to, że owe ciachnięcia musiały mieć ogromny zamach. Tym bardziej
chciałoby się zobaczyć tę na poły legendarną wersję uncut, niezależnie od tego jaki miałaby tytuł.
![]() |
| "Heeere's Djinny!" |
Przyjemnie się oglądało
The Lamp (A może jednak The Outing? Ta niepewność mnie
wykończy!), ale niedosyt pozostaje – co jest absolutnie zrozumiałe w przypadku
filmu, który potraktowano w tak rzeźnicki (choć zdaniem montażysty pewnie
kreatywny) sposób. Naprawdę mam nadzieję, że któregoś dnia jakaś firma typu
Scream Factory czy Code Red, nie bojąca się grzebać w starych, ale jarych
horrorach, weźmie na celownik ten tytuł, odnajdzie oryginalną wersję, i
poddawszy remasteringowi wyda na Blurayu lub chociaż DVD. Doczekaliśmy się nie
tak dawno pełnych wersji Nocnego plemienia i Halloween VI, na
które popyt był ze zrozumiałych względów ogromny. Film Daleya oczywiście nie ma
tylu wielbicieli, ale tak czy inaczej doczekał się statusu kultowego (jak
prawie wszystko dzisiaj), więc czemu nie?
Ocena: 7/10.
Wnioski:
- więcej dżina, mniej dłużyzn,
- jeśli ktoś posiada kopię tej dłuższej wersji, niech da znać.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz