niedziela, 5 października 2014

4 października. "Mówią o mnie Miś Uszatek..."

Padłem ofiarą fałszywej reklamy. Plakat i slogan kanadyjskiego The Pit (1981) wyraźnie obiecują horror o dzieciaku-mordercy, likwidującym ludzi na polecenie swojego pluszowego misia. Tymczasem już sam tytuł jest bliżej prawdy: to film o dziurze w ziemi. Znów poczułem na karku zgniły, pachnący zupą gulaszową oddech Tibora Takácsa, ponieważ jego Wrota mają nieco podobny pomysł wyjściowy: tam chłopiec znajduje w ziemi za domem wielką jamę, z której wychodzą demony o złośliwie skrzywionych ryjach, natomiast tutaj mały Jamie odkrywa podobny otwór w skorupie ziemskiej w pobliskim lesie.

Jednak od tego punktu fabuła idzie już w zupełnie innym kierunku. Asocjalny dzieciak, psotny samotnik, zauważa w owej dziurze grupkę kosmatych stworów (przypominających trochę naszego rodzimego Wesołego Diabła, co w przypadku horroru nie jest dobrym skojarzeniem). Ponieważ robi mu się ich żal, zaprzyjaźnia się z nimi i dokarmia. Gdy kończą mu się skradzione pieniądze, za które kupował w pobliskim mięsnym krwiste wiktuały, decyduje się na jedyny logiczny w horrorze kolejny krok: podstępnie zwabia do lasu różne osoby, które mu podskoczyły i spycha do otworu… Sprawy komplikuje fakt, że pod nieobecność rodziców smarkacz zakochuje się w pięknej opiekunce. A oprócz tego często konwersuje ze swoim misiem, dającym coraz ciekawsze rady.


Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale... w moim życiu pojawiła się pewna kobieta...
 

No właśnie, i co teraz o tym wszystkim sądzić? Niby Jamie omawia kolejne decyzje z Teddy'm, ale tak naprawdę nie wiadomo czy to miś każe mu robić cokolwiek złego. Pluszak mówi głosem Sammy'ego Snydersa, który zagrał chłopca (i to całkiem nieźle), ale w przypadku tak taniego filmu mogło to wyniknąć ze zwykłych oszczędności. A jeśli nawet oznacza, że dzieciak jest bardziej pierdolnięty, niż uważają wszyscy wokół, i tak naprawdę rozmawia sam ze sobą… to co z tego? Gdyby stwory w dziurze były tajemnicą dla reszty świata, zarówno ich istnienie, jak i prawdziwa natura misia mogłyby zostać wytłumaczone chorobą umysłową Jamiego, a film zyskałby tylko na takiej dwuznaczności. Nie ma znaczenia, czy jest to urojenie, czy też nie, skoro przynajmniej niektóre zjawiska nadprzyrodzone w filmie są na pewno realne – inni też je widzą. W dodatku Teddy w jednej scenie sam porusza łbem, czyli: jest żywy, ale nie wiadomo czy naprawdę mówi? Ech, gdyby film zapewnił to, co obiecał, czyli opowieść o gnojku zamieniającym się w seryjnego mordercę pod wpływem pluszowej zabawki, byłoby o wiele prościej i ciekawiej.

Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że The Pit to kawałek porządnego horroru spod znaku kiczu, w którym pobrzmiewają echa – wtedy nadal dość świeżej – książkowej i filmowej Carrie. Można się przy nim nieźle pośmiać, ale nie należy liczyć na silne napięcie i zaskakujące momenty. Spora część (niekoniecznie zgodnej z intencjami reżysera) radości wynika z nieporadnie słabej charakteryzacji tych całych trollogów. Jako się rzekło, Snyders gra zaskakująco dobrze, jak na aktora tuż po dziesiątym roku życia (to zresztą jego przedostatnia rola), a muzyka Victora Daviesa, głównie za pomocą sekcji dętej i skrzypiec, skutecznie przydaje nastroju, choć ogólnie brzmi chyba trochę zbyt elegancko jak na taki głupi film. Ale z pewnością lepsze to, niż ambitny film z kiczowatą muzyką.


Ocena: 6/10.
 
Wnioski: 
  • więcej cynicznego misia-manipulatora, mniej nikomu niepotrzebnych podziemnych trolli,
  • a jak już koniecznie muszą być, to niech wyglądają lepiej, do ciężkiej cholery,
  • Sammy Snyders 32 lata temu chyba sam wpadł do dziury i już nie wyszedł. 

Brak komentarzy: