piątek, 10 października 2014

9 października. Świnie szatana.

Clint Howard to autentyczny creepy motherfucker. Małe ciałko, wielki łeb, złowroga szczerba między siekaczami, a to wszystko jeszcze zanim zacznie się uśmiechać. Przy tym całkiem dobry aktor, pod warunkiem, że dostanie odpowiednio absurdalny i kiczowaty scenariusz, najlepiej z gatunku horroru, do tego klasy B. Z pewnością okazał się nim Evilspeak (1981), w którym zagrał swoją pierwszą rolę główną.

Stanley Coopersmith jest pomiatanym przez wszystkich kadetem w akademii wojskowej. Kiepsko gra w piłkę nożną, nie ma przyjaciół, nie potrafi rozmawiać z dziewczynami, słowem: jest ciamajdą. Taką trochę Carrie w spodniach. Wszystko ulega zmianie, gdy w podziemiach akademijnego kościółka Stanley znajduje przypominającą Necronomicon Ex-Mortis starą księgę, napisaną przez ojca Estebana, przed wiekami przepędzonego z Hiszpanii za satanistyczne praktyki. Chłopak wykorzystuje komputer do sporządzenia tłumaczenia i rozpoczyna przygotowania do rytuału, mającego na celu wskrzeszenie wyklętego, którego pomoc przyda się w dokonaniu okrutnej zemsty na prześladowcach.

Od prologu, kiedy to Esteban jednym ruchem miecza ucina dziewczynie głowę, wskutek montażu zmieniającą się w piłkę wykopaną pod niebo kilkaset lat później, wiedziałem że czekają mnie silne B-klasowe wrażenia. Nie zawiodłem się: po kilku słabszych filmach wreszcie dostałem kolejną uderzeniową dawkę kiczu, tandety, obłędu, praktycznych efektów specjalnych i dużej dawki niczym nieposkromionej zabawy. Miło było popatrzeć na krzywe miny (i ekscentryczne fryzury) Howarda w Widmie czy Kleszczach, ale ten film bije je na głowę. Choćby dlatego, że tutaj gra rolę pierwszoplanową, a więc można się niemal na okrągło delektować jego idealnie pasującą do horroru aparycją.

Prześladowcy Stanleya zasługują na osobny akapit, ponieważ rzadko zdarza się banda takich wrednych kutasów. Używanie agresji słownej i czynnej (nie tylko na boisku, gdzie jest to jeszcze od biedy zrozumiałe: piłka to niebezpieczny sport kontaktowy, przy którym ktoś musi czasem oberwać po ryju) to dla nich chleb powszedni. Prym wiedzie w grupie niejaki Bubba, który jako żywo przypomina Patricka Batemana, co jest jak najbardziej prawidłowym skojarzeniem. Zwłaszcza kiedy chwyta za sztylet i – w zasadzie nie całkiem świadomie – składa krwawą ofiarę.


"Don't just stare at it, eat it!"

A z kogo dokładnie, to już naprawdę nietrudno się domyślić. W pewnym momencie Stanley przygarnia małego szczeniaczka i przelewa na niego resztki swojej nieskalanej diabelstwem dobroci. Daje mu na imię Freddy, choć równie dobrze mógłby go nazwać "Katalizator" – zwierzak w absolutnie oczywisty sposób pojawia się w filmie tylko po to, żeby zginąć z rąk Bubby, stanowiąc tym samym kroplę przepełniającą kielich goryczy. Skoro film jest wariacją na temat Carrie, wiadomo, że na koniec bohater kompletnie zeświruje i zacznie wymierzać sprawiedliwość za pomocą satanistycznej magii. Jakże wspaniałe okażą się te sceny… To po prostu trzeba zobaczyć.


Jeśli komuś nie daje radości taki widok, niech nie ogląda tego filmu. I nie chcę się z nim bawić.

Zdradzę jedynie, że film pozwala delektować się niewątpliwie pociesznym widokiem kontrolowanych przez diabła świń – owe żarłoczne bestie dadzą niektórym wrednym postaciom nieźle do wiwatu. Warto też zwrócić uwagę na urocze, kiczowate i absolutnie nierealistyczne komputerowe animacje, które pobłyskują dyskotekowo na ekranie w kluczowych scenach. Także te komiczne, pseudosatanistyczne banialuki, sprawiające wrażenie produktu wyobraźni nadpobudliwego 13-latka, same w sobie powodują gromki śmiech. Właśnie takie rzeczy sprawiają, że filmy typu Evilspeak dostarczają wspaniałej rozrywki widzom zakochanym w niemądrych horrorach lat 80.

Na koniec ciekawostka: z przeogromnym zaskoczeniem donoszę, że sam Anton Szandor LaVey był ponoć fanem tego filmu. I naprawdę nie wiem, czy mnie ten fakt cieszy, czy martwi.


Ocena: 7/10.

Wnioski:
  • mniej nagich chłopców pod prysznicem, więcej satanistycznych świń,
  • nie obraziłbym się, gdyby Clint zagrał kiedyś w Evilspeak 2.


Brak komentarzy: